sobota, 23 czerwca 2012

Prezent

Wracam po dłuższej przerwie...nie zawsze mogę znaleźć chwile odprężenia w dniu. 
Dziś sama z dziewczynkami, spokojny wieczór. Zapuściłam sobie Bitterman w wykonaniu Dave Gahana& Soulsavers - polecam, taki liryczny utwór. 
Wszyscy tatusiowie obchodzą dziś swoje święto, o czym przypomniał mi o rychłej porze 6 - ta rano mój operator smsem:-(
Mari rano pospiesznie wyskoczyła z łóżka w poszukiwaniu wstążki i papieru. ,, Muszę owinąć Tacie prezent!!!'' - dodała.
Jak zawsze w łóżku, zanim tata otworzy jeszcze oko, Mari z prezentem własnej roboty a ja z Lenką na rękach siedziałyśmy wokół śpiącego :-) 
Tatuś zaskoczony wizytacją dziewczyn, otwierał prezenty poganiany przez Mery. ,, O dwa resoraki! - Super Mari, Dziękuję'' roześmiał się tata:-) Ja też z podziwem dla pomysłu, bo te małe samochodziki pochodziły z kolekcji Mirka:-) Nie wiem dlaczego małe dzieci mają wrażenie, że jak spakują coś co już  należy do taty, to zrobią drugi raz ekstra niespodziankę!! Pamiętam, że sama kiedyś też wpadłam z siostra na taki genialny pomysł dla mamy i dałyśmy jej w prezencie coś co już miała:-)/ porcelanowego kotka, który stał na półce/ I właściwie nie wiadomo jak zareagować przy otwieraniu takiego prezentu ?Dzisiejsza sytuacja tylko mnie ubawiła, bo to takie dziecinnie łatwe:-) Ale zawinięcie prezentu było mega profesjonalne!! 
Popołudniu pojechałam z Mari i Lenką na ślub mojego kolegi z pracy. 
Miałyśmy ananasa ślicznie ustrojonego przez znajomą panią kwiaciarkę. Młoda Para taka pięknie ubrana, uśmiechnięta i pełna radości. Stoją na progu małżeństwa, które właśnie zawarli. Mnóstwo eleganckich gości winszują, dają prezenty. My również stanęłyśmy w trzy przed moim kolega i jego świeżo poślubiona żoną. Mój kolega spojrzał,, To Twoje córeczki? ale ładne.'' Ucieszyłam się, bo są cudowne i pomyślałam cicho,, Życzę Wam, aby wasza rodzinka była taka szczęśliwą jak moja z pociechami które ukoją Wasze troski i łzy swoimi uśmiechami''. 

czwartek, 14 czerwca 2012

Zakład to zakład!

Przepraszam, dawno nie pisałam...bo SZAŁ EURO nie taki SPOKO! Klimaty biało - czerwone, które obowiązują na naszym osiedlu: flagi, chorągiewki na autach, napisy i ogólny doping udziela się każdemu. Otóż moja Mary / Mari często nazywamy Mary/ okazało się, że jest nagle wielkim fanem piłki nożnej. 
Z poważną miną, siedzi ciągle na kanapie z dodatkami piłkarskimi i programem zakreślając mecze i co ciekawszych piłkarzy. Poranne pytanie,, Kto dziś gra mecz?'' jest jak ,, Witaj Mamuś'':-(
 Doszło do tego, że dwa dni temu , w dniu meczu Polska-Rosja, Mary poszła do szkoły z wymalowana flagą Polski na policzkach. Już nic nie mówiłam, bo Pani pewnie się tylko z niej uśmieje:-) 
Oczywiście Lenuś też została oznaczona tym preferowanym dziś znaczkiem flagi na policzkach i wzbudziła dużo większe emocje niż Goool Lewandowskiego w pierwszym meczu Polska - Grecja:-) 
Mecz Polska - Rosja nadawany w porze pójścia spać Mary tylko pokrzyżował jej plany. Wielkimi prośbami rozbudziła naszą litość i tatuś pozwolił jej zostać. No ale siedmiolatka i piłka nożna o 21 godzinie to jednak nuuuda. Ziewanie i śpiewanie bezsensownych  okrzyków prawie skierowało  Mary do łózka. Żeby nadać sensu temu siedzeniu przed ekranem, zarządziłam zakłady o wynik! Mari się strasznie podekscytowała, tym bardziej że w zakład weszli też babcia i dziadek. Mari mówi 2:1 dla Polski. Mirek / jej tata / że 1:1 czyli remis. To ja tez remis - mówi Mari. Tłumaczymy jej, że nie może zmienić już swojego typowania, a co jeśli będzie remis to podzieli się z tatą kasą. Jak wygra sama ma więcej dla siebie. Dobrze, super kupie sobie większa zabawkę - stwierdziła z zapałem!
Wynik był niestety remisowy. Mari stwierdziła, że to był głupi pomysł z zakładami, który wymyśliłam a poza tym ona też typowała 1:1 ale tata jej to ukradł no i tysiąc powodów dla których ona już się  nie bawi:-) I tak to jest wchodzić w zakłady z dziećmi! Zresztą 5 złotych na zakład wyłożyłam i tak za Mari, bo najważniejsze we wszystkim było zostać dłużej w łóżku rodziców a przy okazji może i zabawka wpadnie:-)
Pooolska  GOOOLA!!!

piątek, 8 czerwca 2012

Pooolska, Biało-Czerwooooni!!!

Pooolska, Biało-Czerwooooni!!! 
Dziś pierwszy dzień Euro 2012 i mecz na otwarciu Polska - Grecja! Sporo wiadomości jak na osobę, która ma bardzo obojętny stosunek do piłki nożnej. 
Od rana deszcz a my zbieramy się i jedziemy na Rusa do babci Krysi i babci Moniki. 
To moje rodzinne strony, a dzieli mnie od nich 5 przystanków autobusowych  albo 30 minut drogi pieszo.
Jak kto woli. Mari i ja wolimy dziś spacer na piechotę z wózkiem oczywiście. W taki dzień jak dziś powinnyśmy poruszać się tylko w barwach biało-czerwonych! Ale jak tu utrzymać standard jak za oknem leje:-( Zarządziłam, że zakładamy kalosze, kurtki i bluzy. Na wózek peleryna przeciwdeszczowa. 
Mari dołączyła jeszcze swoją lakę i jej ubranka , ja siatkę dla mamy, 3 kawałki ciasta i parasol...i byłyśmy zatowarowane po same krańce wózka. Ledwo wykulałyśmy się na ulicę, deszcz przestał padać a zza chmur pospiesznie wyszło słońce. 
Mari już na pierwszym zakręcie zaczęła jęczeć, że jej za ciepło w kaloszach, bo założyła pod spodnie rajstopy i skarpety, żeby jej kalosz nie spadał! 
O Matko! Aż mi oczy wyszły na wierzch! Ubrała się na cebule a ja nawet tego nie zauważyłam! 
Zaczęłam już zdejmować kurtkę, bo miałam sweter pod spodem. Folie przeciwdeszczową zsunęłam do połowy wózka, Mari zdjęła bluzę. Nakładłyśmy te ciuchy na wózek i wyglądałyśmy jak ostatnie sieroty! Mari zaczęła wyć, że beznadziejnie wygląda, 20 stopni na dworze a my w gumiakach i kurtkach, wózek się ugina. Dodała też, że wolałaby ubrać śpioszek Leny na siebie, zamiast iść w tych kaloszach / mniejszy obciach/:-) Zaczęłyśmy się kulać ze śmiechu!
Gdy mijałyśmy przystanek na Osiedlu Czecha, kilka osób w krótkich rękawach i sandałach nas zmierzyła wzrokiem.  To był tak zabawny widok, my dwie szurające w słońcu w kaloszach plus obładowany wózek. Pomyślałam, że zapamiętamy ten dzień i to wydarzenie jako mega komiczny niewypał garderobiany. 
W bramie mojej mamy nawet pijaczki, które zwykle stały w brudnych ubraniach...dziś w odprasowanych t-shrtach oczywiście biało - czerwonych, wypachnieni w czapkach z Euro 2012. 
My wtoczyłyśmy się upocone z wielkim wózkiem i w kaloszach. Ale chyba już nikogo nasz widok nie obchodził, wszyscy krzyczeliśmy Pooolska, Biało-Czerwooooni!!!

środa, 6 czerwca 2012

Wszyscy za jednego!

Wczoraj padało od samego rana:-( Taka pogoda nie nastraja optymistycznie, szaro w domu i zimnawo jakoś. Dziś Lenka idzie , tzn. jedzie swoją karetą / wózkiem/ na swoje pierwsze szczepienie. Biedactwo, ale jak to piszą,, Kto kocha swoje dziecko, ten szczepi:-)''. Mari jak tylko wróciła ze szkoły, plecak rzuciła pod biurko...dosłownie rzuciła i  krzyczy: ,,To idziemy już mamuś?'' Jasne, Mari musi iść z siostra do szczepienia,  z naszą  małą Kluseczką i sprawdzić czy będzie płakać mocniej niż ona w jej wieku. Tak jakby to pamiętała akurat;-)
W strugach deszczu pobiegłyśmy do przychodni. Przed nami mała dziewczynka i 1,5 roczny chłopiec. Najpierw ważymy nasza Lenkę w małym gabinecie. 5300g - małe słoniątko jak to określa pani pielęgniarka:-)
Potem wizyta u pani doktor, która bada, czy Lenka może przystąpić do szczepienia. A w trzeciej kolejności... no właśnie szczepienie. Mari bardzo pomocna, podaje książeczkę szczepień pani, rozwija pieluszkę na kozetce i czule głaszcze i całuje Lenkę. Śmiejemy się, bo Lena boksuje stópkami policzki Mari, która położyła się w jej nóżkach. Pani każe odkryć uda dziecka bo poda dwie szczepionki na żółtaczkę i resztę chorób. Lenka z małym zabawnym uśmieszkiem leży i patrzy na Mariczkę. Nagle zastyga i czerwienieje na buzi a jej usteczka zaczynają grymas wielkiej podkówki i zaczyna wydobywać się z nich wielki krzyyyyk! Gik jedno i Gik drugie!
Ojej! biedactwo nie płacz już, pociesza pani pielęgniarka! My również robimy minki i uspakajamy Lenkę. ,,Ubierzemy ją w poczekalni.'' - stwierdzam, wychodzimy, zerkam na Mari a ona płacze!
,,Mari no co Ty?'', mówię. 
,,Ale ona jest taka biedna mamo, tak mi jej szkoda!'' mówi i zaczyna wyć na całą poczekalnie, do tego Lenka jeszcze głośno płacze, bo ukłucia bolą! Dramatyczny widok,ludzie dziwnie zerkają. Cóż, jeden za wszystkich, wszyscy za jednego! Mari mnie rozczuliła :-0 W strugach deszczu, wracałyśmy w trójkę. Powoli... co nam deszcz zaszkodzi...mamy siebie!

poniedziałek, 4 czerwca 2012

Bratnie dusze

Wczoraj nie udało mi się zajrzeć do komputera...ale za to dziś od rana wstaję, kubek z kawą i piszę! 
Komunia to takie pierwsze święto dziecka w naszym przypadku Gabrysi, kuzynki Mariki. Staje się pierwszy raz wielkim gospodarzem uroczystości, biała alba, wianuszek, 3 atrybuty świętości / różaniec, świeca i książeczka/ wszyscy wujkowie pod krawatami tylko dla Niej, uczta na stole i kuzynostwo gotowe nosić ją na rękach, bo wygląda wyjątkowo! 
Jako nadworny sekretarz Gabrysi wystąpiła w tym zadaniu genialnie Marika! 
Pierwszy rząd w kościele, wypieki na twarzy z wrażenia! Po dłłuuugiej półtoragodzinnej mszy moje oczy po raz pierwszy zobaczyły tak szczęśliwą Marikę! Zwykle po pierwszych dziesięciu minutach następowało pytanie:,, Kiedy się skończy?'' A tu!!? ,, Mamo, ale było fajnie i Gabi pierwsza przyjęła Pana Jezusa!'' 
Od tego momentu, tak jak by Duch Święty zstąpił na moją Mari, nie odstępowała Gabi ani na krok. 
Razem przy stole, nawet matka chrzestna zwolniła krzesło  dla Mari ! 
Dzwonek do drzwi, to sąsiedzi z pamiątką do Gabi. Już w asyście Mariki biegły do drzwi! Otwieranie prezentów, Mari podaje Gabi i razem otwierają. Zabaw i śmiechów nie było końca. Wieczorem, po powrocie do domu, gdy piłyśmy kakao, Mari usatysfakcjonowana mówi: ,,A wiesz mamuś , Gabi dała mi nawet ponosić w pokoju albę i swoje białe bucik. Nie pokazałam Ci się, bo by wujek krzyczał, że Gabi mi pozwoliła:-)'' Pomyślałam, ale szalone kuzyneczki, ja bym na to nie wpadła! Za rok Mari przystępuje do Komunii Świętej i Gabi już zaklepała miejsce obok Niej;-)


Żeby było sprawiedliwie to muszę pochwalić moją drugą córcie Lenkę, która całą Komunię była najgrzeczniejszym gościem za stołem. Nie płakała, nie marudziła tylko słodko bujała się przy oknie na swoim foteliku. Oczarowała wszystkich, a dla Gabi była honorowym gościem do zdjęcia, cierpliwie czekała, aż Lenka się wybudzi, żeby móc zrobić sobie z Nią zdjęcie! 
Cudownie móc patrzeć jak kuzynostwo się szanuje i kocha a zarazem wspaniale spędza ze sobą czas! Wieczorem Mari dodała jeszcze:,, Jak dorośniemy, to ja i Gabi zamieszkamy razem!'' Hmm, słodkie pomyślałam w myśli, ale czas zweryfikuje  słowa...oby na korzyść tej przyjaźni. Miłego dnia

piątek, 1 czerwca 2012

Dzień dziecięcej próżności!

Jak kalendarz pokazuje...dziś obchodzimy Dzień Dziecka. Chwileczkę,chwileczkę... ja też zaliczam się do dzieci... tylko tych starszych, doświadczonych, dojrzalszych emocjonalnie  :-)
W takim razie / ułatwiając również sobie życie / podyktowałam od rańca, że nie zwracam uwagi na ubiór Mari i niech zakłada te swoją wynoszoną spódnice jeansową i porozciąganą z dekoltem niemal do pępka bluzkę z kotem, którego prawie nie widać:-) 
- Supiiiiiiiii!!, krzyczy Mariczka co oznacza super!w jej klasie;-)
No i pooooszło na całego! Nutella na śniadanie, do szkoły rozpuszczone i nieczesane włosy, lody na deser i kreskówki przy kolacji! A do tego prezenty od pani w szkole, od dziadków no i ode mnie i taty...
Lenka za to przespała sobie poranna drzemkę w naszym wielkim łóżku / zamiast w swoim łóżeczku/.
A za moich czasów wata na patyku w 
Dzień Dziecka to był szczyt szaleństwa:-)) Było, minęło...ja za to w imię dnia dziecięcej wolności, walczyłam jak lwica o wolny wieczór dla siebie! Położenie dziewczyn do 21:00 i ...wrzucam ulubiony kawałek Fergie -  Big Girls Don't Cry, kubek kawy i blooguje:-)Dobranoc